BlackCommander |
Wysłany: Śro 18:58, 15 Lis 2006 Temat postu: |
|
Niezle;) To opowiadanie potwierdza to, ze jesli masz jakies zadanie, to musisz pozbyc sie wszelkich uczuc. One moga ci przeszkodzic. Tego doswiadczyla Effie i no coz... zginela. oczywiscie chodzi mi o bohaterow ksiązek, bo "na realu" lepiej miec uczucia, by móc czytac romansidla itp i wiedziec o co chodzi:D
"B. dobre opowiadanie." - jak to powiedzial Administrator. |
|
^Kaszana^ |
Wysłany: Czw 18:24, 09 Lis 2006 Temat postu: "Kojotka"...takie romansidło...;PP |
|
Effie szła krętą leśną ścieżką, skryta w mroku drzew. Wiatr powiwał jej czarnymi włosami, tylko on był jej sprzymierzeńcem. Była wkońu dzieckiem wiatru. Księżyc oświetlał jej drogę, jego blask wskazywal jej cel. Imbardziej posuwała się naprzód tym czuła wieksza chęć zawrocenia. Nie chciała tam iść. Najchętniej skryła by sie pod ziemię, ale wiedziała, że musi dojść, musi spełnić swój obowiązek i stawić mu czoło....Tylko ona mogła go pokonać, miała moc, siłę, umiejętności i lata ćwiczeń, które uczynily z niej prawdziwą potężną kojotke której zadaniem bylo łapanie krwiożerców.Ale go się bała innnych pokonywała z dziecinną łatwośćią..była przebiegłą szakalicą a oni głupi wilkami ktorzy bezymyslnie wykonywali rozkazy swojego przywodcy...Kiren był inny...dumny, pewny siebie, sprytny........podobny do niej
....Kieren czuł, że się zbliża czuł jej zapach włosów, jej krew...wiedział że jest blisko...
Był pewny, że nie przeżyje spotkania z nim. Był wkoncu najlepszy, jedyny..WYBRANY....ona była kojatka, najlepsza kojatka ale nie mogla rownac sie z nim...mial wzrok szakala zeby i wech wilkolaka i przebieglosc lisa..............jego mataka byla mieszancem lisa i szakala byla odmiencem wygnana wyrzucona przez stado....ojciec czystej krwi wilkolak-razem stworzyli jego.....to nie byl przypadek..byl stworzony do wyzszych czynow byl stworzony by zabijac a przede wszystkim by zniszczyc JĄ.
Effie wyszła już z lasu. Była teraz na otwartym polu ...w oddali zobaczyła ciemną postać. Tak. To był on. Nie miała wątpliwości, podeszła bliżej....
Kiren zmierzył wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. On tak jak ona w nocy był człowiekiem, a za dnia bezwzględnym zwierzęciem. Może to ich do siebie przyciągało?! ....-Może w innych okolicznościach...nie, to niedorzeczne- pomyślał Kiren- ....
Byli teraz kilka metrów od siebie. Stali wyprostowani patrząc sobie prosto w oczy.
Powiewała mu delikatnie czarna peleryna, a jej czarne jak smoła włosy.
Nagle z delikatnego wietrzyku rozpętała się wichura...w oddali usłyszeli wycie wilków...księżyc schował się za drzewami...zrobiło się...hym...mrocznie.
Nagle Ef wyciągnęła łuk. Powoli wycelowała nim prosto w serce Kirena, on nie zawahał się, stał nadal wyprostowany śledząc jej ruchy. Ona w przypływie jednej sekundy uniosła łuk ponad głowę i wycelowała w stojące za nim drzewo. Słychać było tylko świst przeszywającej powietrze strzały. Kiren odwrócił by to zobaczyć, gdy znów się odwrócił stracił ją z oczu. Bystrym wzrokiem przebijał ciemności w poszukiwaniu kojotki. Nagle odwrócił się w popłochu, gdy tuż przy samej szyi błysnęło mu ostrze jej miecza.
Effie nie wiedziała w tej chwili co zrobić. Teraz mogła jednym sprawnym ruchem rozciąć mu gardło jednak nie mogła się na to zdobyć.
Kiren ...patrzył to na miecz to na jej pełne, zaczerwienione od zimna usta....nie wiedział co począć....ten ruch należał do niej...
Ona wciąż patrzyła w jego wielkie, zielone oczy... nie mogła go zranić..
- No dalej- powiedział swoim szorstkim, chrapliwym głosem- zrób to..- zawahała się.
Nieprzewidzianie on jednym sprawnym ruchem wyrwał jej miecz. ..Teraz ona była pod jego ostrzem.....
- Jeśli nie ty, to ja to zrobie- i bez najmniejszego wahania, tak samo sprawnym pociągnięciem rozciął jej szyje- ona upadła delikatnie na ziemie...to był już jej koniec....
Łzy popłynęły mu po policzku. Nie chciał tego robić, ale wiedział, że musi....
the end |
|